wtorek, 12 stycznia 2010

Staropramen? Ráda bych!

Zachęcony komentarzami pod poprzednim postem szarpnąłem się dzisiaj na czeskiego Staropramena. Może rozczaruję Was, ale tym razem nie będzie żadnego dramatycznego wstępu, zwyczajny zakup bez jakiegoś większego planowania nawet (no co ja poradzę, że codziennie muszę przechodzić koło tej przeklętej półki?). Staropramena zasugerował mi w komentarzu do spróbowania niejaki Michał, toteż postanowił zweryfikować jego pochlebną opinię o tym dziele sztuki browarniczej.
Pierwsze wrażenie - estetyczne - bardzo dobre. Jest coś takiego w stylistyce etykiet czeskich piw, że na pierwszy rzut oka widać, że są czeskie. No i oko się cieszy. Dokonałem otwarcia butelki, a następnie wlania piwa do szklanki. Piękny kolor, co zresztą widać na powyższym zdjęciu. Piana tak szybko znikła, że sam się zastanawiam czy w ogóle tam była. Ogólnie niezbyt gazu było w tym piwie, co spowodowało oczywiście, że szybko ujrzałem dno szklanki. Trochę krótka przyjemność. A smak? Niezły, całkiem niezły, bardzo dużo chmielowej goryczki. Jednak powiedzmy sobie szczerze, żeby zasmakować w takim piwie trzeba nie jednego, a co najmniej dwa, no i najlepiej w Czechach, gdzie zapewne mniej kosztuje niż niemal 5 zł, które musiałem zapłacić w polskim sklepie.

Brak komentarzy: