czwartek, 29 marca 2012

Teatr nie jest produktem. Jest usługą.

"Dawaj kasę!" "Nieeeeeee!"

27 marca ponoć obchodziliśmy tzw. Międzynarodowy Dzień Teatru. Rzecz jasna dzień jak to dzień, codziennie obchodzimy różne mniej lub bardziej wymyślne święta (Dzień Kota, Dzień bez krawata etc.). Jednak tym razem, wykorzystując okoliczności, odbył się (cytując za Polityką):
masowy protest ludzi teatru przeciw komercjalizacji całego sektora i eksterminacji teatru artystycznego.

Hasłem przewodnim i tytułem listu otwartego napisanego przez te środowisko jest „Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem.”. W połowie oczywiście się zgadzam. Teatr to z pewnością nie produkt. To usługa! Co do widza mam jednak wątpliwości. Nie jest klientem? To kim jest, do cholery? Petentem? Intruzem? Pieskiem preriowym? Doprawdy, poziom totalniactwa w myśleniu tzw. ludzi teatru przeraża. A konsekwencją tego jest oczywiście tworzenie "sztuki dla sztuki" i w obliczu braku zainteresowania takim chłamem przez widzów (którzy przecież nie są klientami, a więc nie mają prawa wymagać), finansowanie teatrów z kieszeni podatnika.
I właśnie o obniżenie dotacji budżetowych się tu najbardziej rozchodzi. Wyrywanie pieniędzy przemocą zwykłym obywatelom na swoją działalność jest bowiem (jak na to wygląda) ulubionym zajęciem naszej elity kulturalnej. A łup jest rzecz jasna wagi jak najbardziej wartej tej całej szopki -  w samej Warszawie obcięto dofinansowanie na teatry o 20 mln PLN. 
Innym postulatem środowiska artystycznego jest sprzeciw wobec pomysłu obsadzania menedżerami stanowisk dyrektorskich. Tłumaczą to rzekomym zastąpienia programu artystycznego "ofertą handlową". Moim zdaniem jednak chodzi tu raczej o zabezpieczenie się przed odbetonowaniem kadry kierowniczej i wyrzuceniem z ciepłych posadek licznych leśnych dziadków trzymających się kurczowo swoich stołków.
Na końcu pozwolę sobie wyrazić moją własną opinię. Otóż jest rzeczą najpewniejszą na świecie, że kultura, niezależnie czy wysoka, czy niska, nie potrzebuje żadnych państwowych dofinansowań. Jeżeli rzeczywiście jest wartościowa, to z pewnością odnajdzie swoich beneficjentów (KLIENTÓW!), którzy dobrowolnie będą wspierać działalność placówek kulturalnych. Ja osobiście uważam dzisiejszy stan polskiego teatru za żałosny, jak mniemam głównie poprzez państwową pomoc. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której poszedłbym do teatru z własnej, nieprzymuszonej woli. Zresztą w tej opinii nie jestem zbytnio osamotniony. Ministerstwo Kultury należy zwyczajnie zlikwidować, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na spłatę długu publicznego (patrz po prawej). Wyjdzie to na zdrowie zarówno "ludziom teatru", kulturze polskiej, a tym bardziej polskim widzom, czyli klientom korzystającym z usług teatru!

4 komentarze:

Jaśko pisze...

Aha.

Kakin pisze...

Spróbuj kiedyś iść na Mayday - nikt się nie rozbiera i wszystko jest naturalnie śmieszne ;)
Zgadzam się, że dzisiaj często zdarza się przerost formy nad treścią, zwłaszcza jeśli chodzi o usilne próby uwspółcześniania wszystkiego... Dalej kasa od państwa jest faktycznie pewną ujmą dla sztuki... Coś w tym jest, że gdyby wystawiano genialne sztuki, to one same by się broniły i przyciągały ludzi. Jest zresztą kilka takich, nie można generalizować... Hmmm określenie KLIENT brzmi nieco śmiesznie w tym kontekście, podobnie jak USŁUGA. Co nie znaczy, że w rzeczywistości nie są słuszne, jakby się uparł....

Kakin pisze...

PS: Czemu nie menadżerowie? Jakby byli to odpowiedni ludzie, wyspecjalizowani w sztuce i zainteresowani teatrem...

Dominika pisze...

Tatr jest piękny !