sobota, 5 stycznia 2013

Muzyczny narodowy zamordyzm

źdódło obrazka: OpenClipart.org

Na początku chciałbym przywitać się w nowym, 2013 roku. Mam nadzieję, że będzie to lepszy rok od poprzedniego. Mam również nadzieję, że w tym roku będzie się pojawiać więcej wpisów tutaj. Być może zacznę wrzucać jakieś materiały vlogowe i podcastowe. Liczę też, że pojawi się więcej komentarzy :)

Początek roku zaczął się dosyć pozytywnie nawet dosyć pozytywnie, bo komisja sejmowa ds. UE o dziwo wykazała oznaki zdrowego rozsądku i zablokowała kretyńską dyrektywę KE, która miałaby wymuszać m.in. na prywatnych spółkach, by w ich zarządach znajdowała się określona kwota (czyli procent) kobiet. Więcej o tym tutaj. Miło było zobaczyć oburzenie naszej pierwszej feminazi wicemarszałkini sejmu na Twitterze:

Niestety, dzisiaj Partia Libertariańska wybiła mnie z tego w miarę dobrego nastroju, gdyż przypomniała mi na swoim profilu facebookowym (który polecam obserwować) o ustawie, która obowiązuje od 1 stycznia i dotyczy kwotowania (a jakże!) utworów w stacjach radiowych. Według ustawy rozgłośnie mają emitować miesięcznie 33% (czyli 1/3) utworów w języku polskim (z tego połowa musi być nadawana w godzinach od 5 do 24).
Jest to oczywiście kolejny absurd wyprodukowany przez chyba najmniej potrzebne Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Cel niby słuszny, a jakże! Żeby było w eterze więcej polskiej muzyki. Pardon! Z polskim tekstem! A to też robi pewną różnicę, bo z miejsca odpadają liczni artyści polscy z najwyższej półki, którzy albo śpiewają po angielsku, albo wykonują utwory instrumentalne.
Oczywiście można by się rozwodzić, że polski pop (dominujący w radiu) to szmiry, które przegrywają z zagranicznym na każdym kroku, ale to zapewne temat na oddzielny wpis. To, co mnie irytuje, to kolejna bezczelna ingerencja w działalność prywatnych firm, jakimi są rozgłośnie radiowe. Jeżeli zakładam stację, co rzecz jasna w obecnych warunkach prawnych jest niezwykle trudne (pomińmy tę kwestię), to mam prawo puszczać co mi się żywnie podoba, chociażby było na zmianę country z Kentucky i k-pop. I to, czy to dobry pomysł na radio niech oceniają słuchacze, od których de facto zależy, czy ktokolwiek będzie chciał się u mnie reklamować (czyt. czy stacja się będzie miała z czego utrzymać). Oczywiście tego typu podejście nie podoba się totalistom, takim jak prof. Mrozowski, który dla radia TOKFM udzielił takiej wypowiedzi:
Tu chodzi o ukrócenie pewnej samowoli nadawców i uważam, że to jest słuszne. Oni żyją w przestrzeni publicznej, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nałożyć na nich pewne obowiązki
Komentarz uważam za zbyteczny. Tłamszenie naszych osobistych wyborów i wolności w przestrzeni publicznej zawsze znajdzie podobnych klakierów. Zresztą, czy serio chodzi tutaj o słuchacza, który częściej słyszy w radiu Lady Gagę niż Feela? Nie wydaje mi się. Prędzej widzę tutaj dosyć intratny interes ZAiKSu i polskich koncernów fonograficznych. Z tym, że już od czasów Bastiata wiadomo, że są rzeczy, które widać, i takie, których nie widać. A tymi drugimi będzie moim zdaniem przyspieszenie procesu porzucania tradycyjnego radia na rzecz rozgłośni internetowych, YouTube'a i innych form nie ograniczających im spektrum wyboru. Parafrazując słowa hitu Buggles: "Internet killed the radio star".

Brak komentarzy: