wtorek, 6 października 2009

Piwne opowieści





W ostatni piątek planowałem z moimi przyjaciółmi pójść na koncert muzyki cerkiewnej. Niestety z uwagi, że odbywał się gdzieś aż na Psim Polu, a wyruszyliśmy lekko opóźnieni, na dodatek nie widząc szansy złapania tramwaju w końcu zrezygnowaliśmy. Wpadliśmy wówczas na jakże genialny w swojej prostocie pomysł: idziemy na piwo! No i w porządku, tylko jeden z moich towarzyszy ciągle robił problemy przy wyborze lokalu. Bo tu dym, bo tu to, tu tamto. Na dodatek zaczął usilnie lobbować pomysł pójścia na pizzę, który mi się średnio podobał, gdyż byłem po dosyć sycącym obiedzie i nijak nie myślałem o jedzeniu (zwłaszcza po zrzutce od każdego). Ulegliśmy jednak jego namowom i udaliśmy się do pizzerii Da Grasso na ulicy Zaporoskiej z myślą, że zjemy tam, a potem udamy się do przyległego sklepu z alkoholami w celu zakupu owego złotego trunku. Pominę może już, że w pizzerii pomylono nam składniki, bo w efekcie pizza była bardzo smaczna i z chęcią ją zajadałem. Zgodnie z naszym planem udaliśmy się do sklepu. I tu w zasadzie zaczyna się moja opowieść.

Nie miałem osobiście ochoty na żadne popularne, masowo produkowane piwa Kompanii Piwowarskiej i innych Żywców, zresztą podobne preferencje prezentowali moi koledzy. Dlatego też poszukiwaliśmy czegoś niebanalnego pod względem smaku i zarazem w nie za bardzo obciążającej nasze budżety ceny. Wybór piwa w owym sklepie nie był może powalający (zwłaszcza w porównaniu z wyborem wina i innych takich tam), ale dawał jednak spore możliwości manewru. Po długich poszukiwaniach znaleźliśmy w końcu piwo o nazwie STARE DZIEJE KSIĄŻĘCE. Z lektury etykiety wywnioskowaliśmy, że jest ono niepasteryzowane i produkowane przez browar w Lwówku Śląskim. Przyznam osobiście, że bardzo mnie to zaciekawiło, bo o niegdysiejszych produktach tego browaru słyszałem wiele dobrego. Dodatkową atrakcją była cena: 2,10 plus kaucja. Dziarskim krokiem pomaszerowaliśmy do domu, aby zdegustować owe piwo. Po wlaniu do kubków okazało się ono być bardzo smaczne, z bardzo fajną goryczką, zachwytom nie było końca.

Z przekonaniem, że wreszcie udało mi się skosztować piwa z najstarszego browaru Polski udałem się do swojego akademika, by potem wszystkim, którzy by się tym tematem zainteresowali ogłaszać, że Lwówek Śląski uruchomił produkcję i prawdopodobnie piłem jedne z pierwszych piw po kilku latach wstrzymania działalności. Wrodzona ciekawość świata kazała mi jednak sprawdzić na stronie browaru ( browar-lwowek.com.pl ) czy aby na pewno produkcja już ruszyła i, rzecz jasna, co jeszcze znajduje się w jego ofercie. Ku mojemu zdziwieniu o owym piwie nie było nawet słowa, a prezentowane tam wzory etykiet w żadnym stopniu nie przypominały etykiety z owego piwa. Na dodatek ze strony można było wyczytać, że browar jest jeszcze remontowany, co jednak uznałem za niedbałość webmasterów i ociąganie się z aktualizacją strony. Poszukiwania i wątpliwości przygnały mnie w końcu na stronę jelonka.com, gdzie autor wpierw zdemaskował, że producentem nie są Browary Lwówek Śląski 1209, lecz jakaś enigmatyczna firma, która na etykiecie wprawdzie podała adres w Lwówku, lecz jej siedziba jest opuszczona. Analizując komentarze na stronie zaczęłem dostrzegać inne szczegóły, które wcześniej mi umknęły. Przede wszystkim piwo jest ONGIŚ niepasteryzowane! Jak rozumiem znaczy to tyle, że zostało poddane jednak pasteryzacji. Drugą rzeczą jest to, że piwo na pewno nie jest z Lwówka, a bardzo prawdopodobne, że pochodzi z.... Czech! Ach jo....


1 komentarz:

Siledhel pisze...

Ale piwo było (i dalej jest) zacne, mimo opisanych niejasności :)