Cyrk przyjechał! - usłyszałem dzisiaj z wiezionego przez samochód głośnika, którego dźwięk odbijał się echem już z daleka. Fakt ten niezbyt mnie zdziwił, bo informowały już o nim od jakiegoś czasu porozrzucane tu i ówdzie ulotki-"darmowe wejściówki" (dla trojga dzieci) oraz plakaty.
Jednak ani entuzjastyczny głos zapraszający na sobotnie i niedzielne przedstawienie ani krzykliwe kolory ulotek jakoś nie zachęcają mnie do wybrania się do cyrkowego namiotu. Ba! Nawet nie wiem ile kosztuje bilet. Podejrzewam, że bynajmniej nie fortunę.
Ale w zasadzie nie o tym miałem tu pisać. Cyrk wydaje mi się tak archaiczną formą rozrywki, że konkurować mogłoby z nim tylko toczenie fajerek. W dobie smartfonów, internetu, ciągłego dostępu do niezliczonych ilości informacji, występ kilku sztukmistrzów, niekoniecznie z najwyższej półki, nie wydaje się szczególnie pociągający.
Szczerze mówiąc, nawet w dzieciństwie nie było to dla mnie nic szczególnie ciekawego. Byłem w cyrku może ze dwa razy w czasach przedszkolnych, w podstawówce, mimo zasypywania szkoły ulotkami nigdy się nie wybrałem. Ciekaw jestem, co by było, gdyby cyrkowcy (a właściwie cyrkowych marketingowców) nie mieli możliwości dostępu do taniej reklamy w formie szkół. Zapewne byłoby krucho.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz