Od poniedziałku mam słynną, mrożącą krew w żyłach sesję... No cóż... do tej pory najbardziej mrożąca to jest temperatura powietrza (poniżej -10˚C we Wrocławiu robi wrażenie, zwłaszcza gdy oznacza to ocieplenie od niemal -20˚C). Sesja jest raczej okresem, w którym powinno się uczyć, jednak nagle, niespodziewanie, przypominasz sobie o ważnych rzeczach, takich jak pranie, uporządkowanie plików na kompie (udało mi się usunąć stare kernele Linuxa, z czego jestem dumny), które niespodziewanie stają się priorytetowe. A egzamin zbliża się niepostrzeżenie, niczym złodziej. Ale kto by sobie tym głowę zawracał, wystarczą dobre chęci...
Po pierwszym egzaminie, który miałem w poniedziałek (z pozoru prosty przedmiot - pozory mylą!), poczułem się wycieńczony, kompletnie zbałamucony przez życie. Postanowiłem więc udać się do Wrocławskiego Parku Wodnego (S.A.), by tam porządnie wypocząć i nabrać sił. Trzeba przyznać, że atrakcje, w które obfituje ów park, zapewniają całkiem niezły poziom wypoczynku. Zwłaszcza jeśli chodzi o basen solankowy pod gołym niebem! Po takim zacnym wypoczynku nabrałem na jakieś równie zacne piwko. Zdecydowałem się w końcu na Franziskaner Weissbier (Monachium, Niemcy). Liczyłem na przyjemnego pszeniczniaczka. Niestety okazał się nie dość, że niezbyt przyjemny, to jeszcze smakujący (o zgrozo!) jak rozcieńczony pszeniczniak! Zresztą już na początku nabrałem podejrzeń - piana była znikoma, szybko opadająca. Jeżeli tak mają wyglądać niemieckie pszeniczniaki to ja dziękuję, ideałem moim pozostaje Švyturys Baltas Kvietnis, któremu niemiecki "klasztorny" nie dorasta do pięt.
Z kolei dzisiaj miałem okazję spróbować holenderskiego piwa Amsterdam Navigator. Niestety puszka, więc traciło trochę uroku już na starcie. Ogólnie rzecz biorąc całkiem porządne mocne piwo (zaw. alk. 8,4%), z wyraźnym smakiem ekstraktu (18,7% wag. tegoż), jednak nie powiedziałbym, że to coś takiego ekstra, za co (zwłaszcza w puszce) mógłbym zapłacić te kilka złotych. Ale i tak po przykrych doświadczeniach z Franziskanerem jest całkiem dobre.
Żeby nie było, że tylko się włóczę po aquaparkach i piję piwo pochwalę się, że po 2 latach przerwy skorzystałem znowu z biblioteki uczelnianej, czego efektem jest wypożyczenie dwóch przydatnych do pisania mojej pracy licencjackiej książek.
Z kolei dzisiaj miałem okazję spróbować holenderskiego piwa Amsterdam Navigator. Niestety puszka, więc traciło trochę uroku już na starcie. Ogólnie rzecz biorąc całkiem porządne mocne piwo (zaw. alk. 8,4%), z wyraźnym smakiem ekstraktu (18,7% wag. tegoż), jednak nie powiedziałbym, że to coś takiego ekstra, za co (zwłaszcza w puszce) mógłbym zapłacić te kilka złotych. Ale i tak po przykrych doświadczeniach z Franziskanerem jest całkiem dobre.
Żeby nie było, że tylko się włóczę po aquaparkach i piję piwo pochwalę się, że po 2 latach przerwy skorzystałem znowu z biblioteki uczelnianej, czego efektem jest wypożyczenie dwóch przydatnych do pisania mojej pracy licencjackiej książek.
4 komentarze:
Haniebny brak wzmianki o tym, że holenderski Amsterdam był Gajowy... Mi smakował. Wielkie TAK dla poznawania smaków piwa z różnych zakątków świata ;)
hym nie wiedziałem czy wyrażasz zgodę na umieszczenie Twojej osoby w tej historii :P
Wielkie TAK wyłącznie dla piwa z Republiki Czeskiej ;)
e tam, Litwa też dobrym browarem stoi ;)
zresztą podobnie jak Mazowsze i Wielkopolska ;)
Prześlij komentarz