Plaża w Cancún, zdjęcie na licencji Creative Commons, źródło
I stało się. Jak się dzisiaj dowiedziałem ze strony Gazety Prawnej w meksykańskim kurorcie Cancún (jak ktoś nie wie gdzie to, to poniżej mapka) przyjęto w sobotę (to trochę podejrzana data, ale tylko opieram się na źródle) tzw. porozumienie przewidujące serię mechanizmów w ramach walki ze zmianami klimatycznymi.
Wyświetl większą mapę
Klimat do prowadzenia rozmów o globalnym ociepleniu z pewnością był sprzyjający, bo aktualnie temperatury w Cancún wahają się między 15 a 25°C, toteż kto by śmiał powiedzieć, że mu zimno. Nic więc dziwnego, że 200 delegatów entuzjastycznie przyjęło nowe postanowienia, na których mocy ma być stworzony m.in. Zielony Fundusz Klimatyczny, który do 2020 roku ma obracać 200 mld dolarów (rzecz jasna także zielonych). Jak można przeczytać w artykule:
Ma on być przeznaczony na ograniczanie wzrostu średniej temperatury na świecie oraz na pomoc krajom rozwijającym się w ochronie ich lasów.
O ile wspieranie biednych krajów w ochronie lasów można uznać za całkiem możliwe (choć jakiś taki mało przekonywujący) to ograniczanie wzrostu średniej temperatury na świecie (o ile taki zachodzi) jest zwykłym absurdem, dowodzącym niesłychanej pychy osób tam obradujących.
Czytając artykuł przez chwilę coś obudziło we mnie nadzieję:
Niestety, okazała się ona złudna:Boliwia, która jako jedyna sprzeciwiała się przyjęciu dokumentu, zapowiedziała, że odwoła się w tej sprawie "do wszystkich instancji międzynarodowych".(...)
(...)Zdaniem Boliwii porozumienie nie idzie dostatecznie daleko w ograniczaniu zmian klimatycznych.
Cóż, trzeba się pogodzić z tym, że cała masa naszych pieniędzy będzie wykorzystywana do daremnej walki ze zmianami klimatycznymi, na które człowiek nie ma żadnego wpływu i oby nigdy nie miał. Na co w takim razie będą szły te astronomiczne kwoty? Jak nietrudno się domyślić - na badania, które mają uzasadnić istnienie tego funduszu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz