Jest późno, więc napiszę krótko i na temat. W sobotę (19.05.2012 r.) idąc sobie chodnikiem na ulicy Wyścigowej we Wrocławiu zobaczyłem coś niecodziennego. Na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że siedzi sobie wróbelek albo inny mały ptak. Gdy się jednak zbliżyłem i zauważyłem, że ten nie odlatuje na mój widok, zdałem sobie sprawę, że to pisklak (nie mam pojęcia jakiego gatunku), który musiał wylecieć z gniazda na pobliskim drzewie. Wydzierał się w niebogłosy, tak samo jak jego rodzeństwo na górze. Uznałem, że nie mogę tak tego zostawić. To w końcu dziecko, a na chodniku ktoś mógłby go rozjechać rowerem czy zdeptać, nie mówiąc już o psach i kotach.
Sytuacja była o tyle trudna, że nie miałem akurat kasy na komórce i musiałem posiłkować się rozmowami w sieci Orange. Dzięki temu dodzwoniłem się do mamy, a ona do Wrocławskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Jak się jednak okazało - nie byli oni w stanie mi pomóc. Do takich pisklaków nie przyjeżdżają chyba w ogóle. Poradzili za to, żebym wsadził go możliwie wysoko na drzewo. Jednak zanim otrzymałem tę radę mały sam zaczął się wspinać. Jak się okazało - nie był taki cherlawy, jakby się mogło wydawać. Pomogłem mu więc odrobinę i zostawiłem. Więcej się już nie widzieliśmy. Mam nadzieję, że dotarł bezpiecznie do gniazda.
Po co właściwie to piszę? Na wypadek, gdyby ktoś z Was spotkał się z taką sytuacją. Możecie postępować właśnie tak: pomóc pisklakowi wejść na drzewo. Nie trzeba od razu stawiać na nogi wszystkich miejskich służb.
1 komentarz:
<3
Prześlij komentarz